Na Netflixie zadebiutowała nowa komedia z gwiazdorską obsadą. Odpowiadamy, czy warto ją obejrzeć, nie tylko podczas jedzenia śniadania.
Jedzeniowa rewolucja
Większość z nas może sobie jedynie wyobrazić napięcie, jakie towarzyszyło ludziom podczas podboju kosmosu w latach 60. ubiegłego wieku, zakończonego lądowaniem na Księżycu przez Amerykanów. Liczne konferencje prasowe, pierwsze testy i starty rakiet, w końcu przedstawienie bohaterów, którzy mają postawić swoją stopę na srebrnym globie. Zdecydowanie musiało to być coś, co ekscytowało społeczeństwa większości państw na świecie, zarówno tych zachodnich, jak i wschodnich. Możecie się zastanawiać, co to ma do rzeczy w kontekście nowego filmu Netflixa. Wyobraźcie sobie, że przed lądowaniem na Księżycu doszło do innego, wielkiego wydarzenia w historii ludzkości. Dwie firmy spożywcze – Kellogg’s i Post – rywalizowały ze sobą o nowego śniadaniowego „cosia”. Gdyby przyjąć perspektywę filmu, była to równie spektakularna walka o władzę nad śniadaniami milionów Amerykanów, co podbój skrawka Galaktyki przez Jankesów. Ale Bez lukru nie należy traktować ze śmiertelną powagą i reżyserski debiut Jerry Seinfeld to komedia pełna pomyłek i slapsticku, której absurd celowo został podkręcony do maksimum.
Jest rok 1963. W stanie Michigan dwie rywalizujące ze sobą firmy z branży płatków do mleka, Kellogg’s i Post, podejmują się próby stworzenia nowego śniadaniowego hitu, który pozwoli im zaznaczyć swoją dominację na rynku. Bob Cabana (Jerry Seinfeld) to szef działu rozwoju w Kellogg’s, który pewnego dnia widzi, jak dwójka dzieci ze smakiem rozkoszuje się odpadami z fabryki Post. Dowiaduje się, że firma pracuje nad ciastkiem z owocowym nadzieniem w środku, które może zupełnie zmienić branżę śniadaniową. Kellogg’s nie chce pozostać w tyle i wraz z Edselem Kelloggiem III (Jim Gaffigan), szefem korporacji, postanawiają podjąć rękawicę i samemu stworzyć produkt, który zmieni postrzeganie śniadań wśród dzieci. Prosto z NASA zatrudnia do pomocy Donnę Stankowski (Melissa McCarthy), której zadaniem jest stworzyć tajny zespół ekspertów, którzy przyczynią się do powstania ciastka znanego jako Pop Tarts.
Bez lukru nie jest więc kolejną nudną biograficzną historią o dwóch walczących ze sobą korporacjach. Gdyby nie dwuznaczne żarty można byłoby pomyśleć, że jest to film skierowany do młodszej widowni. Seinfeld nie ucieka przed kampowym humorem, niedorzecznymi sytuacjami, czy głupkowatymi bohaterami. Ta infantylizacja rodem z jakichś Małych agentów niektórych widzów może odrzucić, tym bardziej że mniej więcej w połowie struktura historii zaczyna nieco się rozjeżdżać, przypominając serwowanie kolejnych skeczy z Saturday Night Live, gdzie humor staje się nadrzędną wartością produkcji. Intryga się rozwarstwia, a napięcie gdzieś ulatuje, chociaż niezłe zakończenie z wielkim finałem, które również nie są pozbawione kolejnej dawki gagów, trochę poprawia odbiór filmu.
Jeżeli jednak dacie się wciągnąć w ten czysty slapstickowy absurd, to czeka Was pozytywna, zabawna, a przy tym urocza parodia na branżę spożywczą. Chociaż ciężko cokolwiek traktować tu poważnie, to Seinfeld celnie punktuje branżowe patologie, które nie występują wyłącznie w przemyśle „jedzeniowym”, gdzie liczą się tylko zyski, a nie dobro klienta. Zresztą reżyser przyrównuje całą branżę do przestępczego półświatka, pełnego szemranych organizacji, które nie cofną się przed niczym, aby zrealizować swój cel. I chociaż są to metafory wykorzystane na wyrost, to mimo to Bez lukru przy całej swojej cukierkowatości pokazuje również ciemną stronę przemysłu, która jest od siebie zależna, a to prowadzi do wyzysku i interesowności. I chociaż same firmy na tym nie tracą, to ich nic nieświadomi klienci lub pracownicy niższych szczebli już tak.
Prawie jak w NASA
Wszystko to zostało ubrane w stylistykę rodem z NASA i podboju kosmosu przez człowieka. Kellogg’s organizuje konferencje prasowe, na których przedstawiają członków zespołu, który doprowadzi do zrewolucjonizowania śniadań. To wiekopomne wydarzenie relacjonują dziennikarze, którzy chcą poznać każdy szczegół największego przedsięwzięcia firmy. I może w tym wszystkim jest za dużo estetyki rodem z fabryki Willy’ego Wonki, a za mało samych faktów i biograficznych wątków, ale dzięki temu Bez lukru wyróżnia się na tle podobnych produkcji, oferując na pierwszym miejscu przede wszystkim czystą, niezobowiązującą rozrywkę, a dopiero na drugim wartości edukacyjne.
GramTV przedstawia:
Nawet jeżeli Bez lukru ma jakieś braki, to obsada skutecznie potrafi je załatać. Sam Jerry Seinfeld wydaje się jedynie dodatkiem do gwiazdorskiej listy aktorów, którzy zgodzili się wystąpić w jego filmie. Melissa McCarthy i Amy Schumer wypadają bezbłędnie, Hugh Grant zaliczył kolejną komediową rolę, w której wypadł znakomicie, a Christian Slater, Bill Burr, czy James Marsden mają małe, ale zabawne role. Seinfeld odpowiednio potrafił poprowadzić swoją obsadę, co zaprocentowało bardzo wyrazistymi aktorskimi rolami.
Bez lukru to idealna propozycja, aby tę długą majówkę spędzić przy zabawnej i szalonej produkcji. Niewiele z niej wyniesiecie i historia Pop Tarts raczej nadal pozostanie tajemnicą, ale produkcja dostarcza półtorej godziny niezłej rozrywki, przy której najlepiej przymknąć oko na infantylizację i dużą liczbę głupkowatych żartów. Może nie jest to komedia w starym dobrym stylu, ale widać, że Seinfeld próbował osiągnąć coś podobnego.
6,0
Bez lukru to korporacyjna wojna pełna udanego humoru i dużej dawki zabawy.
Plusy
Dostarcza czystą rozrywkę
Sporo udanego humoru
Świetne postacie
Parodia na przemysł spożywczy
Celowy patos
Obsada spisała się bez zarzutów
Minusy
Bywa zbyt infantylny
W połowie zaczyna rzucać serią żartów, zamiast rozwijać historię
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!